Nie wiem, może mam jakieś prostackie poczucie humoru, może czegoś nie rozumiem, ale opowiadanie o owcach i żonie brata jakoś mnie nie bardzo śmieszy. I to mimo dobrej gry Benigniego.
Rozbroiła mnie za to część nowojorska. Helsińska bardzo poruszająca - i to nie tylko z powodu opowieści taksówkarza.
Mam identyczne odczucia i też spodobały mi się w sumie chyba tylko Helsinki i Nowy York. Gra Benigiego była dobra, ale humor przypominał polskie kabarety zmieszane z flipem i flapem, nawet jak tak miało być to nie da się tego przejść. Choć dla mnie i tak największym minusem jest muzyka :-/. Miejscami bałem się, że do taksówki zaraz wejdzie Tom i Jerry na co wskazywała muzyka, rozumiem jeszcze w latach 50, ale to 91.